Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

— Będę bardzo wdzięcznym panu.
— Jestem pewny, że skutek tej rozmowy będzie zadawalający. Jeżeli pan spotkasz jakąkolwiek przeszkodę, to pewno nie od rodziców. Co do zbliżenia rodziny do siebie, nic prostszego. Wszak daesz pan zawsze wieczorki muzykalne i przyjacielskie?
— Tak i przykro mi, że od tak dawna zapomniałeś pan o nich.
— Dziękuję za tę wymówkę, na którą będę się starać nie zasłużyć na przyszłość. Otóż byłeś pan przedstawiony pani Daumont i jej córce, nic wiec panu nie przeszkadza zaprosić te panie i mego kona swe obiady i wieczory.
— Ale czy przyjmą?
— Ręczę za to, i w ten sposób zawiążą się stosunki bliższe. Dodam, że córki Ewy, jak skowronki dają się brać na to, co błyszczy, a przepych pańskiego pałacu podziała silnie na imaginację Teresy.