jaki Fidencjusz przypisał sobie dzieła Marcjalisa, który nie pozostawił go potem bez odpowiedzi:
Quem recitas, meus est, o Fidentine, libellus
Sed male quem recitas, incipit esse tuus.
Nie dziwna zatem bynajmniej, że po śmierci naszych autorów usiłują rozmaite małpy duchowne swoje odpadki naszym zdobić kosztem, w charakterze naśladowców naszych starają się one zagarniać nas gwałtem dla siebie z tą samą chwilą, gdy się pojawimy. Ach! jak często zmienialiście nas stare w nowonarodzone i jak często zmuszaliście nas, co jesteśmy ojcami, byśmy za własnych uchodziły synów! Stworzyłyśmy was do stanu duchownego, a wy nazywacie nas dziełem waszych studjów. A przecież nas, cośmy z Aten, podrabiano w Rzymie, albowiem Carmentis był zawsze plagiatorem Kadmusa; wczoraj urodzone w Anglji, rodzimy się jutro na nowo w Paryżu i stamtąd przeniesione do Bolonji, otrzymujemy pochodzenie włoskie, na żadnym związku krwi nie oparte. Ach! ilu zdradzieckim kopistom kazaliście nas przepisywać! Jak źleście nas odczytywali, jak często krzywdziliście nas, w pobożnej myśląc żarliwości, żeście nas poprawili. Pozwalamy często barbarzyńskim żyć wykładaczom, oraz tym, którzy, nie znając ducha języka, mają odwagę przekładać nas z jednego języka na drugi, zatracając w ten sposób wszelkie właściwości pierwotnego sensu i bezwstydnie kalecząc myśli autora. Zacnem naprawdę byłoby położenie ksiąg, gdyby zarozumiałość nie