Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i sławnych, co tak wyniośle strzegła swego serca, oddawała je teraz temu nieznanemu człowiekowi, synowi ludu? Palące łzy błysnęły w jej oczach, a w skłębionych myślach brzmiały prorocze słowa Rosena... Tak, tylko wygnanie i poniżające spoufalenie mogło jedynie pozwolić temu podwładnemu... Lecz w miarę tego jak przytłaczała go pogardą, wracało wspomnienie o wyświadczonych przezeń usługach. Czem staliby się bez niego? Wspomniała wyruszenie w chwili pierwszego spotkania i ożywcze wrażenie jego słów. A potem, gdy król grążył się w uciechach, kto kierował ich przeznaczeniem, naprawiając błędy i występki? A owo przywiązanie, codzienne, niezmordowane, talent i zapał, świetny genjusz oddany z całą abnegacją, bez korzyści ni sławy. A jako ostateczny wynik — młodociany król, z którego tak jest dumna, przyszły władca Ilirii I ogarnięta nagłym porywem tkliwości i wdzięczności, wspominając ową chwilę w Vincennes, gdy szukała oparcia w sile Elizeusza, królowa przymknęła jak wówczas oczy, pochylając się w marzeniu ku temu oddanemu sercu, którego bicie czuła, rzekłbyś, obok siebie.
Nagle wślad za hukiem, który spłoszył wszystkie w gęstwinie ptaki, rozległ się wielki krzyk, jeden z owych krzyków dziecięcych, jakie matki słyszą we śnie, nocą, wśród koszmarów niepokoju. Straszliwe wołanie rozpaczy uderzyło w niebo, szerząc się w parku nieskończoną boleścią.
Rozległy się w alei przyśpieszone kroki; od strony strzelnicy wzywał głos guwernera, zmieniony i chrapliwy. Fryderyka znalazła się tam jednym skokiem.
W głębi parku, pośród cienistej zieleni jaworów i glicynij wisiały tekturowe cele poznaczone małemi