Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

py fig, Idę naprzód. Żywej duszy. Ale — jakieś stąpanie na piasku. Mówię do markiza: „Podejrzana sprawa... Wracajmy“. Na nieszczęście nadchodzą Paryżanie. Któżby ich wstrzymał!.. Rozpraszają się przetrząsają krzaki... Nagle błysk ognia, trzask strzelaniny. Krzyki: „Zdrada!.. Zdrada!.. Na morze!“ Śpieszymy do brzegu, istne stado w popłochu, panice... Była to chwila szpetnego zamieszania, które oświetlał księżyc, ukazując zarazem naszych marynarzy angielskich, co sił śpieszących ku statkowi... Ale to nie trwało długo. Hezeta rzuca się pierwszy z rewolwerem w ręku: „Avanti!.. Avanti!..“ Co za głos! Rozbrzmiewał po całem wybrzeżu. Pędzimy za nim... Pięćdziesięciu przeciwko całej armjiL Pozostawało zginąć. I wszyscy nasi zginęli z wielkiem męstwem. Pozzo, de Melida, mały de Soris, Henryk de Trebigne, i Jan de Voliko, śpiewając na cały głos Radoicę. Widziałem ich wszystkich, leżących na piasku z oczyma zwróconemi ku niebu. Tam dotrze wzbierająca fala, by porwać tych pięknych tancerzy z naszego balu!.. Mniej szczęśliwi od towarzyszy dostaliśmy się obaj, markiz i ja, do niewoli. Przywiązanych do grzbietu muła sprowadzono do Raguzy; twój Herbert pienił się w bezsilnej wściekłości, podczas gdy Hezeta, bardzo spokojny, mówił: „To była fatalność... Wiedziałem!..“ Śmieszny! Jakże mógł wiedzieć, że nastąpi zdrada, że przy lądowaniu spotka nas porcja ołowiu? A skoro wiedział, czemu nas poprowadził? Tak, czy inaczej, zmarnowana wyprawa, trzeba zaczynać od nowa, ale ostrożniej.
„Rozumiem teraz, dzięki twym drogim listom, których nie przestaję odczytywać, czemu sprawa nasza ciągnęła się, skąd te targi o nasze życie, i oczekiwanie. Nędznicy traktowali nas, jak zakładników, spodziewając się, że król, który nie chciał zrzec się