Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pośród tego tłumu nie mogła przeminąć bez wrażenią liberja i powóz o herbach iliryjskich. Fryderyka bywała tu zwykle tylko w dni powszednie. Trącano się łokciem; na turkot kół ustępowano z drogi, poczem padały uwagi pełne zachwytu dla wyniosłej urody królowej i arystokratycznego wyglądu Zary. Czasem z gęstwiny ukazała się bezceremonjalna mina dziecięca i rozlegał się okrzyk; „Dzień dobry pani...” Czy to wskutek słów Elizeusza, czy też wspaniałej pogody i radości, szerzącej się aż ku horyzontom, czystym i prawdziwie sielskim, dość że Fryderyka odczuwała sympatję do tej niedzieli ludowej, wzruszającej schludnością ubiorów, zważywszy ciężki trud i rzadkie chwile wypoczynku. Co się tyczy Zary, to nie mógł poprostu usiedzieć na miejscu; pragnąłby wyskoczyć z powozu, tarzać się wraz z innymi na murawie, jeździć łódką.
Tymczasem lando wjechało w aleje mniej hałaśliwe, gdzie publiczność czytała lub spała na ławkach, a pod drzewmmi krążyły, objąwszy się, pary. Tu cień miał w sobie świeżość źródła, prawdziwie leśne powiewy. W gałęziach szczebiotało ptactwo. Lecz zarazem dochodziło z drugiej strony wyraźne echo jakiejś zabawy: wystrzały, warczenie bębnów, dźwięki trąb i dzwonów, na tle wielkiego gwaru buchającego nagle w górę, niby chmura dymu. Rzekłbyś, odbywało się łupienie miasta.
— Co to jest?.. Co tam słychać? pytał młody książę.
— Jarmark na pierniki, Wasza Wysokości, odparł stary stangret, odwracając się na koźle, a że królowa zgodziła się obejrzeć to zbliska, powóz potoczył się po przez mnóstwo uliczek, ledwie uporządkowanych, gdzie nowe, sześciopiętrowe domy wznosiły się obok nędznych lepianek, pomiędzy rynszto-