Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Matka Leemans spała w magazynie. Córka wracała około godziny dziesiątej do domu, ażeby stary nie był sam. Otóż ta zachwycająca istota, której słynną piękność opiewały wszystkie dzienniki, która mogłaby jednem skinieniem głowy wywołać z pod ziemi karocę niby Kopciuszek, szła co wieczór na przystanek omnibusów Madeleine i wracała wprost do sowiego gniazda ojcowskiego. Zrana, ponieważ omnibusy jeszcze nie kursowały, dążyła pieszo bez względu na pogodę w czarnej sukni pod nieprzemakalnym płaszczem, i można zaręczyć, że w tym tłumie dziewcząt, co śpieszą do magazynów ulicą Rivoli-Saint-Antoine, wśród bladych lub roześmianych twarzyczek, świeżych pyszczków eskortowanych przez kawalerów, ani jedna nie mogła iść z nią w paragon.
— O której godzinie — wyjście? mruknął książę następca, mocno rozpalony.
Lecz Chrystjan przerwał niecierpliwie:
— Trzeba mu dać skończyć... I cóż?
— Otóż, Wasza Królewska Mości, udało mi się bywać w domu mojego anioła i zacząłem powoli działać... W niedzielę organizowano loteryjkę familijną wraz z kilkoma handlarzami z pasażu Charlemagne... Zacne towarzystwo! Wracałem do domu z pchłami. Ale siadałem obok Sefory, manewrując pod stołem kolanem, a ona spoglądała na mnie wzrokiem tak anielskim i czystym, że byłem gotów wierzyć w nieświadomość i niewinność prawdziwej cnoty.... Otóż pewnego dnia, przybywszy na ulicę Eginharda, znajduję sklepik skotłowany: matka we łzach, ojciec wściekły, manipuluje koło starego muszkietu, którego chciaż użyć przeciwko nędznikowi... Córeczka uciekła z baronem Sala, jednym z najbogatszych klijentów ojca Leemansa, który — dowiedziałem się o tem później, — sam przehandlował córkę, niby jakiś staro-