łaśliwych. Słyszeć te śpiewy przy akompaniamencie stuku narzędzi, młotów i hebla, doznaje się przyjemnego wrażenia, ale tu, na tej estradzie było to śmiesznem i rozdzierającem serce.
Najprzód ujrzeliśmy robotnika myśliciela, mechanika z długą brodą, który śpiewał o niedoli proletaryatu.
— Bie-e-e-dny prole-e-ta-ryat... o... o... — wywodził głosem gardłowym, w którym czuć było całą gniewność świętej Międzynarodówki.
Potem wystąpił drugi, nawpół senny, który śpiewał nam sławną piosnkę o »Kowalu«, ale takim znudzonym, powolnym, płaczliwym tonem, jakby to była jakaś kołysanka...
— To jest kanalia... dobrze więc!... jestem nią...
Podczas, gdy tak zawadził, słychać było sapanie upartych śpiewaków, którzy wyszukiwali sobie kąta i mrucząc, odwracali się od światła.
Nagle jasność jakaś błysnęła w szczelinach między deskami, aż zbladły czerwone płomienie świec. W tej samej chwili głuchy huk wstrząsnął barakiem, za tym inne jeszcze bardziej głuche i bardziej oddalone i zagrzmiała jakby kaskada tonów, milknąca powoli na wzgórzach Champigny. Bitwa rozpoczęła się na nowo.
Ale panowie amatorowie kpili sobie z walki.
Ta estrada, te cztery świece, obudziły w tym tłumie jakieś nizkie instynkty komedyantów. Trzeba było widzieć, jak pilnie śledzili ostatnie kuplety, jak z ust do ust przechodziły słowa romansu. Nikt więcej nie czuł zimna. Ci, którzy byli na estradzie i którzy z niej schodzili i ci, którzy czekali na swą kolej — wszyscy z pie-
Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/115
Ta strona została przepisana.