Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dyi; tylko uczuł, że ogarnia go znów smutek. Na zakręcie gościńca spotkał wychodzących z kościoła. Czerwony Kapturek, idący z paniami Fénigan, mówił z widocznem wzburzeniem, przyczem wstążki na sukni powiewały a parasolka była w ciągłym ruchu.
— Nie lubię się modlić za ludzi, których nie znam... A potem, gdybym była wiedziała, że idę na mszę żałobną, włożyłabym mniej krzyczącą tualetę, przyszłabym w czarnej sukni, jak Lidya.
— Ale ja... nie uprzedzono mnie... — szepnęła Lidya, zmieszana spojrzeniem, jakiem mąż objął jej ciemną suknię.
— Na czyjąż cześć to dzisiejsze nabożeństwo żałobne? — zapytał Ryszard.
— Nikt nie wie. Nawet pani Mérivet, — odparła Eliza, gdy Fénigan wziął na bok żonę i spytał bardzo żywo i bardzo cicho:
— A ty wiesz?
— Wiem.
— Czy to ten sam, któremu posyłasz kwiaty?
Drgnęła ze zdumienia, ale odpowiedziała stanowczo:
— Ten sam... tak... ojciec Jerzy, — nie dodając nie więcej.
Byli od kilku dni tacy szczęśliwi, fala, która ich kołysała łagodnie, odbijała tyle słońca, nuciła pieśń tak upajającą, że Lidya bała się zamącić tę pełnię szczęścia swoją smutną i upokarzającą przygodą. Jeśli przestanie ją kochać, skoro się dowie, że jest córką włóczęgów, pochodzi z rasy wędrownej i wrogiej... Przedewszystkiem obawiała się wyjaśnień z teściową,