Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ostrożności, żeby was nie spotkała żadna nieprzyjemność.
Leśniczy ukłonił się.
— Dziękuję panom. — Przy drzwiach, przed wyjściem, zapytał nieśmiało: — A pan Ryszard?
— Bądźcie spokojni... Pan Ryszard powróci do Uzelles jeszcze dziś przed wieczorem.
Na to zapewnienie sędziego, jenerał zapytał gniewnie:
— Dziś przed wieczorem? a to, dlaczego?.. Tak panu pilno powrócić tego bałwana żonie?
Byłto krzyk nienawiści, zazdrości, który się wyrwał temu kalece nawet śród trosk najbardziej palących i męki rozpaczy ojcowskiej.
W Uzelles, wieczorem, pani Fénigan i stary Mérivet, siedząc pod wielką paulownią, prowadzili smutną rozmowę przerywaną długiem milczeniem i wykrzyknikami podobnemi do iskier gasnącego ognia, gdy folwarczne dziewki i ogrodnicy przechadzali się po gościńcu, pełnym blasku księżyca, przed otwartą bramą. Niezmienna godzina gaszenia świateł wybiła oddawna, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi, może z powodu niezwykłej piękności nocy, a może też dlatego, że dom okryty smutkiem, wzburzony, wyłamywał się z pod rygoru. Ale jakiż kontrast ciszy tego obszernego lokalu parterowego, oświetlonego i pustego, z hałaśliwą zabawą służby, tych głośnych, obojętnych śmiechów z rozpaczliwą intonacyą dwóch głosów, szepczących pod cieniem uśpionego drzewa!
— Jakie powietrze czyste dzisiaj... Słychać od-