Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mając tyle innych dzieci do wyżywienia, pocieszyła się, że to przynajmniej wyratowane będzie od nędzy. Kilka obrotów kół i nikt śród karawany nie myśli już o maleństwie, nikt oprócz starego dziadka, który pozostał sam, żebrząc pod klasztorem w Soisy, by się przekonać, czy przyjmą porzucone dziecko, i który przez trzydzieści lat, do śmierci, nie ruszył się z okolicy, i patrzał, jak ładna cyganeczka rosła, stała się panną, młodą mężatką i nie zdradził się ani razu ze swojem upokarzającem ojcostwem.
I Lidya przypomina sobie... W czwartki, gdy chodziły na spacer, stary żebrak ściga zdaleka sieroty na rozpalonej drodze. „Lidyo, twój ubogi!..“ wołają małe. „Lidyo, twój kochanek!..“ szepczą starsze. Wszystkie, śmiejąc się, wskazywały włóczęgę z łysą czaszką, przeciętą grubą siną żyłą, nabrzmiewającą od słońca... W inne dni, na ziemi pełno kałuż, wicher rozprasza fale deszczu jesiennego, rozpościera na widnokręgu olbrzymią szarą siatkę, o oczkach drgających i ścisłych, między któremi ukazuje się, siedząca na kopcu granicznym, postać ojca Jerzego, który wznosi ku parlatoryum brodę swoją i swoje ociekające oczy...
A owego ranka przeszłej zimy, podczas rekonwalescencyi Lidyi w klasztorze, gdy pod jej oknami podniesiono biednego starca, zakopanego w śniegu, gdzie spał przez całą noc... A owego innego poranku, złowrogiego, pomimo jasnego lipcowego słońca, kiedy Lidya, uciekając przez bramę od lasu, ujrzała ojca Jerzego, który stanął nagle przed nią, na drodze jej uciecz-