Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ryszard mruknął przez zęby:
— Czego on nas aż tutaj śledzi?
Instynktownym, opiekuńczym ruchem ramienia objął Lidyę, jakby chcąc jej powiedzieć: „Jestem przy tobie, nie obawiaj się niczego.“
A ona, widząc go takim spokojnym, mówiła sobie: „Jaki on odważny! jak ja go kocham!“ Ryszardowi znów ona wydała się bardzo wzruszającą, prawdziwą kobietą w tej swojej nerwowej trwodze, która każdą z nich ogarnia po spełnionym czynie.
— Wybacz mi, kochany panie Fénigan, — wołał Delcrous, zbliżając się szybkiemi drobnemi krokami, — chciałbym być w Corbeil przed odjazdem mego pisarza; czy mógłbyś mnie pan kazać odesłać?
Fénigan odparł: „Nic łatwiejszego.“ A Lidya zerwała się: „Pójdę powiedzieć Libertowi, żeby założył konie.“ Skoro Delcrous odjeżdża, nie mają się już czego obawiać na dzisiaj. Mąż odezwał się ze śmiechem:
— Chodźmy wszyscy powiedzieć Libertowi.
Gdy szli ogrodem, gdzie rozlegały się krzyki jaskółek i padały ukośnie złociste promienie słońca, sędzia szepnął do ucha Féniganowi:
— Odwieź mnie pan kawałek, ale sam; chcę pana prosić o niektóre objaśnienia.
Najwidoczniej zamierzał go wybadać co do Lidyi; to był ów trop, wyśledzony w Grosbourgu. Ryszard skupił całą swoją zimną krew i odwagę.
— Dobrze, — odparł tym samym tajemniczym tonem.
Gdy Lidya ujrzała powóz wjeżdżający na dzie-