Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chodźże mi na pomoc, kochany panie... dopomóż nam uspokoić biedną księżnę, której się zdaje, że coś przed nią ukrywamy.
Delcrous odparł najnaturalniejszym tonem:
— A więc pan jenerał jest ciągle jeszcze bez żadnych wiadomości?
— Ciągle; i dlatego poprosiłem pana tutaj, bo zaczynam być bardzo niespokojny, przyznaję.
— Faktem jest... — rzekł sędzia, gładząc z zakłopotaniem faworyty.
Księżna, która gorączkowo rozrzucała zwir okutym końcem parasolki, objęła wszystkich trzech męzczyzn podejrzliwem spojrzeniem. Obwisłe jej policzki, chorobliwie żółta cera uczyniły z niej w przeciągu dwóch dni starą kobietę. Czuła, że się złączyli przeciw niej jednem i tem samem kłamstwem, że zdecydowani byli nie powiedzieć jej nic z tego, czego odgadywać nie śmiała; zwróciła się tedy do profesora jako do najnieśmielszego:
— Klucz od Upioru; słyszysz, panie Janie, chcę go mieć.
— Dobrze, proszę księżnej pani... ale nie wiem... — jąkał się nieborak. — Książe sam go zamknął... kule tennisowe, tocząc się, wlatywały tam... schował pewnie klucz do kieszeni.
— Poszukasz go pan jeszcze; mówię panu, że muszę go mieć przed jutrem.
Gdy się oddalała, jenerał rzekł bardzo głośno, tak, by go mogła usłyszeć:
— Ach! ta wyobraźnia kobieca... przecież księżna śniła tej nocy, że znaleziono jej syna, utopionego