Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi, głosy kobiece rozległy się na górze. Poczem Rozyna zeszła na obchód karnawału do ogrodników.
Ryszard wiedział, że Lidya pozostała sama w pokoju i, miotany burzą wewnętrzną, szarpany sprzecznemi uczuciami, rzucił się na kanapę, by spędzić na niej noc, jak spędzał ją tylokrotnie podczas nieobecności ukochanej. Ale była za blisko. Jakże tu spać z tym niepokojem, spowodowanym jej obecnością i dobrowolną ich rozłąką? Oskarżał się o głupotę, o szaleństwo, przypomniał sobie słowa sąsiada: „kwestya jednego uścisku...“ Dwa razy wstawał: „Idę...“ i zatrzymywał się, płacząc z wściekłości.
W końcu nie wytrzymał i poszedł na górę.
Lidya leżała w dużem, niskiem łóżku, a światło, stojącej obok lampy, padało na jej ramiona, ręce i szyję, obnażone śród zmiętych zwojów koronek zalotnej nocnej koszuli. Na widok męża, w perłowych jej źrenicach zabłysnął wyraz tryumfu, lecz przezorność kobieca nakazała jej przysłonić je szybko powiekami.
— Nie śpisz jeszcze? — spytała i wezwała go pełnym wdzięku ruchem smukłych palców.
Zbliżył się zwolna, ukrywając olśniewające wrażenie, wywołane przez takie dobrowolne oddanie się tego cudnego ciała.
— Nie boisz się przeziębić?
Mówił cicho, ustami suchemi od palącej go żądzy; po chwili dodał podejrzliwie:
— Dawniej miałaś koszule nocne zapięte pod szyję... pamiętasz, nazywałem je twojemi pancerzami.
— Tak, według przepisów sypialni w przytułku, — odparła z uśmiechem. — Ale chciałam ci przypo-