Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wała zawsze o wysokości swego pochodzenia... Zakonnice, niewiedzieć dlaczego, wbiły jej to w głowę... W każdym razie przypuszczalnie szlachecka jej krew szpetną niosła zarazę... Ale co tam... nie myślmy już o niej i jeszcze raz uściskaj mnie, mój synu!
Ryszard silił się, by nie myśleć o Lidii. Dniem starał się znużyć swoje ciało, by módz spać nocami. Gdyby się był ożenił z kobietą podobną do swej matki, zajętą wyłącznie domem, spiżarnią i ogrodem, łatwiejby mu przyszło teraz zapomnienie. Lecz Lidia, nielubiąca gospodarstwa i niemająca dzieci do pilnowania, była nierozłączną jego towarzyszką we wszystkich wyprawach do lasu i po rzece; odnajdywał on teraz wszędzie jej cień, żył dawnemi wspomnieniami i ranił się myślą o znikłej dawnej szczęśliwości z tą ukochaną kobietą.
Poraz pierwszy gdy wsiadł teraz do swej łódki, zarzucił wieńcierze w pobliżu Juvisy. Rzeka była spokojna i właśnie w tem miejscu odbijała na wywrót stojącą na wybrzeżu karczmę, o wysokim słomianym dachu i kilku oknach o niewielkich szybkach.
— Czy ja źle łódkę skręciłem? — zapytał stary Chuchin, widząc, że Ryszard nie zabiera się do roboty.
Lecz Ryszard nawet mu nie odpowiedział, bo zapatrzył się w scenę z dni dawniejszych, która właśnie stanęła mu w myśli. Był tutaj z Lidią