Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pokoju w pawilonie. Lidia szła jakby we śnie, lekką jej suknię wiatr owijał dokoła jej stóp a zeschłe liście z szumem zmiatane wzdłuż trawników, wydawały szelest podobny do ułudnej jakiejś pogoni, ścigającej jej kroki. Pomimo woli obejrzała się kilkakrotnie i naraz usłyszała szept:
— Lidio.. Lidio...
Nie przelękła się; poznała głos natychmiast. Szła ku ławce; zkąd doleciały ją szeptane słowa.
— Ty, tutaj?...
Karlexis czekał tu na nią przeszło od dwóch godzin, bo chciał się z nią pożegnać, ale z nią tylko, bez świadków. Jakże on drży biedny chłopiec! I płacze, płacze jak dziecko, więc Lidia tuliła go z macierzyńską czułością, głaszcząc go dłonią i ocierając mu oczy koronkową chustką, którą zarzuciła na głowę. Nie chcąc, by ich posłyszano lub dostrzeżono, wzięła go za rękę i poprowadziła w głąb parku, lecz psy, spuszczono właśnie z łańcucha, przeraźliwie poczęły szczekać.
— Chodźmy do izby — szepnął, tuląc się do niej.
Izbą nazywano teraz dawny kiosk ogrodowy, w którym Ryszard miał skład broni. Odmalowano tam ściany i belki sufitu, postawiono trochę wschodnich mebli i nazwano kiosk izbą, upatrując w tem podobieństwo do chłopskiej chaty.
Ach, żeby Lidia mogła była widzieć uśmiech ironiczny książątka, gdy weszli tam oboje! Lecz