Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przypuszczam, że to ostatnia jego choroba, i mam zamiar jeszcze dziś wrócić do niego ze świętemi olejami.
— Biedaczysko, moja Lidia zmartwi się, gdy się o tem dowie.
A skoro ksiądz pożegnał się, śpiesząc do Draveil, Ryszard zawołał za odchodzącym:
— Księże dobrodzieju, zechciej się nie kłopotać o koszta pogrzebu... i zrób wszystko na mój rachunek...
— Dziękuję ci, zacny mój panie — odezwał się z oddali głos księdza niknącego w ciemnościach.
Drzewa przestały już rzucać cień, noc zapadała czarna, jakby rozpostarły się skrzydła śmierci, o której dopiero co była mowa. Korzystając z przystanku furman zapalił latarnie powozu. Delcrous znów myśląc o dramacie zaszłym w lesie dzisiejszego ranka, rozważał o co należałoby jeszcze wypytać Ryszarda dla dopełnienia zebranych wiadomości. Wreszcie spytał przyjaciela:
— Powiedz mi, kochany Ryszardzie, kiedy właściwie pożegnałeś się z panem Merivet?...
— Pożegnałem go wczoraj rano w Marsylii.
Lecz w tem spostrzegł się, iż w ten sposób gubi Lidię, więc pośpiesznie dodał:
— Co też ja mówię... Onegdaj pożegnałem się z panem Merivet, tak, dwa dni temu... Jak też to łatwo stracić rachunek dni, gdy się jest w podróży... Wszystko się plącze... bo wszystko przypada w niewłaściwych godzinach...