Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czoty. Lecz apoteoza światła, która ich oblewała przemieniając postacie ich w nadziemskie istoty, była tylko tłem piękna olśniewającego ich wzajemnie. Piękno to biło od nich oddziaływająco skutkiem owej sprawy, tej dramatycznie okrutnej sprawy, o którą posądzali się wzajemnie, sprawy dokonanej w imię miłości i tylko dla wspólnej im miłości. Litowali się nad trwogą jedno drugiego, wielbili się całą potęgą swych serc rozkochanych...
— Ryszardzie, Ryszardzie, gdzie jesteś?! Donośny i ostry głos wzywał Ryszarda prawie rozkazująco, dochodząc od strony pałacu.
— To Delcrous cię woła — rzekła Lidia, z przerażeniem odskakując o kilka kroków w bok od męża.
Ryszard spochmurniał i mruknął:
— Czego on chce od nas i po co aż tutaj za na nami przychodzi?
Prawie pomimo woli wyciągnął ramiona ku Lidii, jakby chciał ją uspokoić: „nie lękaj się, jestem przy tobie i nic ci się złego przy mnie nie stanie”.
A ona, widząc go tak spokojnym i pełym miłości, myślała: „Jaki on odważny, jakże bardzo go kocham!“. Ryszard patrzał na strwożoną Lidię i rozkoszował się nietylko jej pięknością, lecz jej strachem teraz widocznym; jakże tkliwą i miłą była ta wiotka postać kobieca, nieulękniona i z zimną krwią spełniająca czyn w obronie swej