Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Po co?... Niech mama będzie o nas spokojna... Wszak Lidia dobrze zna drogę w ogrodzie.
Tak, znała ją dobrze. Ale pocóż on to powiedział? Czyż chciał jej przypomnieć dni, w których szła tamtędy z kochankiem?... Więc od zniewagi rozpoczyna się chwila pójścia razem do siebie?... Zadrżała biedna Lidia; wstała pełna trwogi i pożegnała się z panią Fenigan, życząc jej dobranoc.
„Spróbujmy, jak nam będzie gdy zostaniemy sami“, mówił jej Ryszard, wioząc ją dziś do Uzelles. „Jeżeli nie zdołamy się pojednać, to jutro wyjadę w podróż na kilka miesięcy“.
Całe popołudnie chodzili razem po parku i po sadzie, było im dobrze z sobą, każde z nich strzegło się, by jakiem nieopatrznem słowem nie zbudzić przykrych wspomnień. Lidya czuła się niesłychanie ujętą delikatnością i dobrocią Ryszarda. Zaczynała nabierać wiary, iż wszystko da się naprawić i że wspólne życie szczęśliwie popłynąć może. Wiara ta wzmagała się w niej w miarę jak zbliżała się godzina ich samotności i powrotu do dawnego małżeńskiego ich pokoju.
Lidia czuła się piękną i wiedziała jak szczerze pragnie odzyskać Ryszarda, mówiła więc sama do siebie: „Niechaj zapragnie mojej pieszczoty — a pozyskam go na zawsze“. Lecz teraz, gdy przeklęte odgłosy karnawału zmroziły ich wywołanemi wspomnieniami, Lidia czuła się znów