Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziesięciu laty, gdy Ryszard przybył do ochronki w roli starającego się o biedną sierotę.
— Tydzień temu, jak wróciłam z mamą z Bretanii, po drodze czułam się zmęczona i zasnęłam. Wtem zbudziła mnie zupełnie taka sama muzyka... zrozumiałam zaraz, że to sobota, kiedy wesele idzie gościńcem. Byłam niezmiernie rada, posłyszawszy te okrzyki; od tylu lat przywykłam słyszeć je w sobotę...
Gdy Lidia wymówiła z serdecznością słowo „z mamą“. Ryszard poczuł jakby orzeźwiające ciepłe tchnienie. Nie patrząc wszakże na Lidię i stojąc przy oknie, szepnął:
— A więc nie zapomniałaś o naszym gościńcu wiodącym do Corbeil?...
— O nie!
Stojąc w pobliżu siebie, patrzyli przez okno. Lidia zauważyła idącego traktem starego Sautecoeura w towarzystwie syna. Ojciec i syn, równi wzrostem, szli ramię przy ramieniu, jak dwa olbrzymy, szli milcząc a jednakże każde oko z łatwością mogło dostrzedz jak głęboka i tkliwa łączy ich przyjaźń. Ojciec szedł każdej soboty na spotkanie syna, byłby go niezawodnie odprowadzał na stacyę kolei w każdy poniedziałek, lecz tego dnia musiał zdawać raport ze swej służby, więc młoda tylko pani Sautecoeur odwoziła męża po spędzonej z nim niedzieli.
— To młody Sautecoeur wrócił z pułku?...