Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

paproci i plątaniny pnących się roślin. Gdzieniegdzie podskakiwały szpaki, przysiadając na drutach. Zdawało się, iż są zamknięte w jakiejś olbrzymiej klatce a stada wron ciągnęły po nad drzewami, krakając ponuro. Na bagnach odzywały się dzikie kaczki a ich nosowe monotonne kwakanie rozchodziło się daleko wśród leśnej ciszy.
Ryszard nie widział pustki i smutku wionącego od lasu odartego z zieleni. Szedł prędko, stąpając po zaczarowanym lesie widzianym oczami wyobraźni, po lesie pełnym śpiewu ptasząt, światła, kwiatów i zapachu. Szedł a serce rozsadzało mu piersi, szedł jakby odrodzony, upojony, szczęśliwy. Basowym głosem wyśpiewywał: „pum... pum... pum...“, lecz jakże odmiennie od zwykłych, dotychczasowych posępnie nuconych: „pum... pum... pum...“ Był szalenie wesoły, zawodził więc pieśń powitalną dla wskrzeszonych nadziei. Wszak znów będzie miał Lidię... będą się kochać wzajemnie, będą się pieścić i czule szeptać do siebie! Rozgorzało mu serce, zapomniał o katuszy, którą skutkiem tej swojej ukochanej przecierpiał, nie piekła go już zazdrość; łzy i krew Lidii uzdrowiły go, zagoiły jego rany.
Droga Lidia! Ileż musiała ona przecierpieć, nim powzięła postanowienie samobójstwa! Ona, co tak namiętnie kochała życie! Cierpiała, nim rzuciła się w objęcia śmierci a cierpieć musiała jeszcze srożej w chwili, gdy ocknęła się po nieudanym