Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedz, co o tem wszystkiem myślisz?... Czy dobrze zrobiłam, jadąc do Quiberon?...
— Ach mamo!... moja droga mamo — zawołał Ryszard, padając na kolana przy łóżku pani Fenigan i płacząc dziękował jej ze łzami.
Spodziewała się ona tego wybuchu wdzięczności, lecz jakże słodką była dla niej ta upragniona chwila! Z promieniejącą twarzą pieściła głowę swego jedynaka, lecz pomimo wielkiej radości, jaką była przejęta, niepokoiła ją myśl: „Dlaczego on nie robi wymówek, że zostawiłam tam Lidię samą, zamiast przywieźć ją z sobą?“ Lecz zrozuła tę powściągliwość syna, gdy podniósłszy ku niej oczy, zapytał prawie szeptem i z nieśmiałością połączoną z cierpieniem:
— A dziecko?...
— Nie ma dziecka.
— Umarło?...
— Straciło życie przed urodzeniem.
Ryszard zerwał się z miejsca z twarzą rozpromienioną i znów rzucił się w objęcia matki, mówiąc z uniesieniem:
— Ach mamo, jakież pocieszenie przynoszą mi twoje słowa!... To dziecko wciąż stało mi na myśli... Ja tak niezmiernie pragnąłem mieć własne swoje dziecko!... Czułem, iż ostatecznie wszystko między mną a Lidią zostało zerwane z powodu jej spodziewanego macierzyństwa. Dlatego nie mogłem na sobie przemódz, by się o nią pytać, chociaż tak gorąco pragnę, byś mi o niej mówiła...