Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niu. W miarę ubywania tych wozów, na placu coraz to było ciemniej, przestrzeniej i huk Dzikiego-Morza dolatywał wyraźniej, jakby zbliżając się dla zajęcia miejsc opuszczonych.
— Wracajmy — szepnęła Lidia.
Ogarnął nią teraz wielki i przygniatający smutek, może na wspomnienie owego mglistego poranka, gdy z hotelowego okna ujrzała poraz pierwszy placyk, na którym teraz stała.
Agaryta podniosła z ziemi ciężką latarnię, z którą tutaj przyszły i skierowały się ku ważkim drożynom, wiodącym do Port-Haliguen. Napotykały ludzi, idących ociężale, nierówno, chwiejących się i zataczających, niektórzy próbowali śpiewać dalej pieśni, lecz tracili pamięć, czkali buchając wódką i padali wzdłuż drogi lub w rowu, gdzie już gęsto leżeli inni zmorzeni snem lub do nieprzytomności pijani.
Z domów rozsiadłych zrzadka w pobliżu drogi, wypadały psy, szczekając i ujadając przeraźliwie. Lidia i Agaryta szły coraz śpieszniej, zniżając głosy i pragnąc stanąć co rychlej przed progiem żółtego domu.
— Niech pani patrzy... tam zdaleka na morzu widać światła... oto tam po za tą jarzębiną... a może to flota?...
Spodziewane przybycie floty i wojenne jej manewry nocne, przyciągnęły do Quiberon znaczną ilość podróżnych, nietylko z sąsiednich miasteczek, jak Port-Novallo, Vannes, lecz z Nantes, a nawet