Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nem „Amfitryty“, był z wielkiem dla niej uznaniem.
— Niech pani hrabina zechce zająć miejsce na pokładzie mojego statku — rzekł do niej — a ręczę, iż lepiej wszystko zobaczy, aniżeli pan podprefekt i pan komisarz marynarki.
Od godziny dopłynęli już byli na wyznaczone stanowisko i statek stał na miejscu w pośrodku olbrzymiej zatoki. Łagodna cisza opływała dokoła statek, który rzec można zawisł pomiędzy niebem a wodnym obszarem, wszystko umilkło w rozkoszy pogodnego upojenia.
— Nic nie widać — szepnęła Agaryta.
Skutkiem oddalenia i lekkiego oparu nie było widać wybrzeży, lecz po jaskrawej szybie wody dolatywały chwilami echa uroczystości mającej miejsce w Port-Haliguen, słychać było dzwony, powstającą i cichnącą wrzawę głosów ludzkich, piskliwe tony kobzy, lub warczenie bębna. Nic nie było widać, lecz wszystko można było słyszeć. Ktoś na pokładzie statku: rzekł z cicha: „Możnaby przypuszczać, iż słyszymy te odgłosy wprost z nieba“. W tem rozległ się huk wystrzału i wrzask tłumu, w którym dziecinne głosy wyróżniały się przeciągłą piskliwością. I znów zapadła cisza.
— Jadą — zawołał przewodnik, powstając ze swego siedzenia.
Statki biorące udział w wyścigach wysunęły się długim szeregiem a kilka z nich na przedzie sparło się tuż jeden koło drugiego. Przy ciszy panu-