Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dlewające jej miny, które zdaniem mojem wynikały z próżniactwa, wy, mężczyźni, braliście za słodycz kobiecą, słabość, potrzebującą waszej opieki, waszego silnego ramienia... tak, wy lubicie wyobrażać sobie, iż bronicie i osłaniacie słabe istoty... Ach łotrzyca, zabrała mi temi minkami swojemi to, co miałam najdroższego, mojego syna! O gdybym ją tak mogła spotkać, miałaby za swoje!...
— Nie mów pani tego, gdybyś ją spotkała, ulitowałabyś się nad nią. Pani jesteś lepszą, aniżeli się chcesz okazać... a tamta jest obecnie niezmiernie nieszczęśliwą...
Pani Fenigan spojrzała wyniośle, pożegnała mówiącego kiwnięciem głowy i zawróciła się w stronę Uzelles. Drzwi kościoła były otwarte. Czemu przypisać, jak wytłómaczyć nagłą zmianę zaszłą w umyśle pani Fenigan?... Lecz stała się rzecz dziwna, pani Fenigan bowiem weszła do kościoła, choć zarzekała się przed chwilą, iż nigdy doń nie wejdzie.
Weszła i rozglądać się zaczęła dokoła. Na ścianach odbijały się cienie szyb różnokolorowych, jedno tylko wielkie okno pod nad środkowym ołtarzem pozostało otwarte, ukazując głębię niebieskiego nieba, przerywaną co chwila lotem białych gołębi. To okno otwarte wprost na niebo, dziwnie było urocze, pociągające... Prawie mimowoli pani Fenigan uklękła i poczęła odmawiać