Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przednie przechadzki ograniczały się na wschodnio–południowéj części wyspy, ale północ i zachód zupełnie były mi nieznane; raz przecież należało poznać i tamte okolice.
Przebywszy duży kawał lasu dotykającego doliny zamieszkanéj przezemnie, wydostałem się na równinę zakończoną pasmem pagórków dosyć wysokich. Wdrapałem się na najwyższy, zachodzący przylądkiem w morze. U stóp jego płynęła dość głęboka rzeczka, mająca tutaj swe ujście; przypływ morza zwiększył znacznie jéj głębią tworząc zatokę: należało zatém zaczekać aż opadnie, ażeby dostać się na drugi brzeg; długi czas siedząc nad wodą, przypatrywałem się mnóstwu ryb płynących w górę rzeki, którą zapewne miały opuścić dopiero wtedy, gdy morze zacznie opadać. Wyborne to było miejsce do ich połowu, i postanowiłem natychmiast po powrocie przyjść tu z moją siecią, dotąd jeszcze nieużywaną. Kiedy wody dostatecznie opadły, zdjąłem suknie, a zwinąwszy je w tłomoczek i umieściwszy na głowie, przebyłem rzekę brodząc po pas i stanąłem na drugim brzegu szczęśliwie; poczém ubrawszy się, ruszyłem daléj.
Okolica w tych stronach była bardzo nieurodzajna, częścią pagórkowata, w części skalista. Mroczyło się na dobre, bo już przed chwilą słońce zapadło w morze, trzeba się zabrać do noclegu, podług zwyczaju na pierwszém lepszém drzewie; jakoż znalazłszy dosyć wygodne legowisko pomiędzy rozłożystemi gałęziami, wkrótce zasnąłem.
Na drugi dzień rano posiliwszy się, lekki i wesoły ruszyłem w dalszą podróż. Około południa udało mi się ubić jakiegoś dużego ptaka z gatunku cietrzewi, który upieczony na rożnie, miał bardzo delikatne mięso. Kilka łyków wody, a na wety złocisty ananas, dopełniły obiadu. Przedrzémałem się