Strona:PL Czechowicz - Opowieść o papierowej koronie.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Światła na korytarzu. Gwar.
Wnoszą lampę.
Dym się snuje. Proch pachnie.
Jak białe zjawisko, płynie ku niemu pani Hanka. Siada na łóżku jego i pyta: Gdzie krew? Boli?...
Kobiecym, gibkim ruchem ukrywa w fałdach rewolwer i gładzi Henrykową głowę bolesną. Igra z jego włosami:
... Coś ty chciał zrobić, Heniu, Heniu... Tylu żyje, tylu się męczy, ty jeden nie możesz wytrzymać. Przyrzeknij, że nie powtórzysz tego... Heniu...
A on majaczy w gorączce:
... Ręka drgnęła... Sił zbrakło drugi raz... Przeklęte nerwy!...
Potem łzy płyną mu po białych policzkach i spadają na poduszkę. Zaciśnięte wargi szepcą pomstliwie: Tchórz!... tchórz!... t hórz!...
Potem otchłań gorączki i niepamięci, cały teatr widziadeł i snów.
Odruchy ostatnie dumnej woli:
... Precz... nie męczcie... nie chcę litości!...
I znów borykanie się ze śmiercią. Zjawy. Widma. Majaczenia.

TEATR W DUSZY.
SCENA PIERWSZA.

Henryk jest królem.
Stanął właśnie w katedrze wawelskiej, w dzień koronacji. Oczy ma spuszczone. U stóp tyle dywanów, na których nogi biskupów i książąt w opiętych, zgrabnych butach. Brat królewski, Henryk głogowski, ma na napiętkach srebrne, cudnie rzezane ostrogi.
Połyski... lśnienia atłasu... ostre smugi jaśnień brylantowych... pastorał arcybiskupa płonie, jak miecz archanielski. Wszystko w smudze słońca.
Henryk machinalnie powtarza słowa przysięgi. Czuje, jak na łopatce i barkach namaszczają go tłuste palce dostojnika Chrystusowego.
I jednocześnie niepokój w nim: pomazaniec boży?... monarcha?...
Wreszcie ciężar klejnotów przytłacza mu głowę: to korona.
Nie czekając końca ceremonji, powstaje z kolan, idzie ku wrotom katedry, rozwartym na słońce. Stąpa ciężko. Za nim tysiące kroków.
Cały orszak parów i comesów, świta pozłocista w aksamitach, atłasach i jedwabiach.
Przed nim w dwóch szeregach dwunastu paziów, błękitnym jedwabiem obszytych. I jeden, trzynasty, w purpurze.
— Odejdźcie wszyscy!