Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stkie jéj promienie. Najpierw należałoby zajść do promienia poetów. Szkoda tylko, że większość mych słowików dotychczas nie wróciła jeszcze ze swych rannych wycieczek na pegazach, a reszta siedzi właśnie zamknięta na rozmowie z Muzami: byłoby grzechem przerywać im prace wzniosłą. Niebawem jednak zleci się śpiewająca drużyna na ucztę poranną; chodźmy więc wprost do sali godowéj.
Położywszy palec na ustach i dawszy znak gościom, aby się zachowali cicho, szedł przed nimi na palcach korytarzem obok licznych drzwi, poza któremi słychać było szelest papieru, skrzypienie piór i wzdychania.
Powinienbym w tém miejscu odmalować cały ów przepych westibulu, korytarza i sali godowéj — wszakże pióro bezsilne z rąk mi wypada.
O wy, rubiny, szafiry, szmaragdy i topazy, opale i granaty, któremi nasi poeci i romansopisarze ozdabiają tak szczodrze w swych tworach komnaty książęce; wy sklepienia, z jednéj bryły lapis lazuli wyciosane; wy inkrustacye bogate, wy brylanty, wy perły wielkości jaj strusich, wy pęki piór najpiękniejszych, — o, przyjdźcie mi na pomoc, bym przynajmniéj cień tego całego przepychu księżycowego mógł dać poznać czytelnikowi!
Pan Brouczek olśniony był wprawdzie tém wszystkiém, jednakże mruczał do siebie:
— Nie przesądzam, ale kto wie, czy to czasem nie będzie ta wielkopańska uczta, gdzie srebra jest moc, a jedzenia mało, gdzie lokaje sprzątają ci z przed nosa