Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rami się odbywającą, na przedmieście Karlińskie, na rzekę błękitną, po któréj powoli sunęły się dwie tratwy, na wesołą okolice Libni i na Stromówkę. Mój Boże, jakaż to okropna zmiana! Teraz widzi przed sobą tę samą okolice, tę samą Wełtawę, wszystko to samo; a jednak wcale inaczéj wygląda to w stuleciu piętnastém. Zamiast koszar pod Karlinem rozciąga się pusty plac z kilku domkami zaledwie; w przeciwnéj stronie po pagórkach od mizernéj wioszczyny Libni, aż do Podbabia same winnice tylko: zamiast fabryk holeszowickich, szeroka łąka pusta, a na niéj wojownicy stoją taborem; inne tabory rozlokowały się przy Letniéj, przy Oweńcu i na Stromówce. Cała ta okolica pokryta namiotami krzyżowców, którzy tu i owdzie uwijali się, jak mrowie, połyskując niezliczoną ilością zbroi różnego gatunku. Teraz dopiero poznał pan Brouczek tę straszliwą siłę, którą szaleni husyci spodziewają się przemódz. Nie mógł żadną miarą pojąć téj lekkomyślności i był tego zdania, że wszyscy oni szwankują na umyśle.
Stary brat Stach, który siadł koło niego, ozwał się naraz, jakby odgadł jego myśli:
— Truchlejesz, bracie, na widok téj liczby nieprzyjaciół i sądzisz może, żeśmy powaryowali, spodziewając się ich zwyciężyć. Ha, nie byłeś świadkiem bitwy pod Sudomierzem, nie widziałeś tych w żelazo okutych rycerzy, walczących z nami, garstką wieśniaków obdartych, których jedynemi szańcami było dwanaście wozów, a jedyną twierdzą — Bóg. Więcéj niż pięciu nieprzyjaciół szło wtedy na każdego z nas i kopytami końskiemi chciano nas wówczas stratować. Ale Pan