Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

coraz bardziéj wzmacniał swoje nowe stosunki z miodem i stopniowo odkrywał w nim coraz lepsze własności. Naszemu bohaterowi zdawało się, że za każdym haustem krew się staje gorętszą i w duszy przybywa odwagi; zapomniał o wszystkich niebezpieczeństwach wieków średnich i śmiało zajrzał im w oczy, wystawiając je sobie w przyszłości. I chociaż z początku gniewał się na staroczechów, że nawet i w knajpie nie mogą zdobyć się na rozsądniejszą rozmowę i ciągle tylko prawią o polityce lub religii; jednakże nagle sam uczuł wielką chętkę wmieszać się do tego sporu Wprawdzie silne uderzenie Wacka pięścią w stół przestraszyło go na chwilę, ale nowy haust wrócił mu wojowniczego ducha tak, że na zapytanie złotnika odparł bez namysłu.
— Dziwię się zaprawdę, moi kochani, że o taką rzecz możecie się spierać. A cóżby znaczyła msza bez ornatu? Wówczas lada baran mógłby ją odprawiać...
W téj chwili stało się z panem Brouczkiem coś, czego na razie i sam zrozumieć nie był wstanie, ale skutkiem czego całe jego bohaterstwo w mgnieniu oka znikło. Żelazna ręka pochwyciła go za kark z tyłu, przed oczyma mignęła mu gruba, nabijana gwoździami pałka, a w uszach zagrzmiał głos:
— Dam ja ci tu barana, Mahomecie nieczysty!
Smutno zaiste byłaby się ta cała sprawa skończyła, gdyby w czas nie pośpieszył z jednéj strony Domszyk, chwytając zaciekłego wieśniaka za rękę z pałką, a z drugiej sam szynkarz.