Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byłby zbyt zachwycony, gdyby naraz, wyszedłszy z przyjemnéj izby gościnnéj, ocknął się samotny w jakiém zamkowém przejściu podziemném, nie wiedząc, dokąd się z niego dostanie i czy wogóle dostanie się na świat boży? Dowołać się pomocy otworem nie można, a cóż jeśli przejście na drugim końcu zasypane? Strach pomyśléć!
— No, toś już tu za życia pochowany, nieszczęśliwy Brouczku! Czeka cię nędzna śmierć głodowa, stokroć gorsza niż na księżycu, gdzie przynajmniéj uczuciowi mieszkańcy opłakiwaliby ciebie. Tu żadna żywa dusza cię nie pożałuje; z głodu będziesz własne ręce ogryzał, nikt nie zamknie ci oczu, a prawdopodobnie nawet nikt nigdy nie znajdzie twoich kości spróchniałych!
Tak ubolewał nasz bohater, idąc napowrót przejściem. Głową uderzał często o wystające kamienne wyskoki nizkiego sklepienia, nogi grzęzły mu w gruncie wilgotnym lub plątały się w leżącym gruzie, ale zrozpaczony Brouczek, pobudzany śmiertelną trwogą, nie zważając na te trudności, szybko postępował daléj.
Dopiero po dłuższéj wędrówce odpoczął na chwilkę i znowu zaczął rozmyślać o swéj fatalnéj sytuacyi. Niedawno przypuszczał jeszcze, że może to przejście doprowadzi go do okopów Jelenich, ale teraz zauważył, że szedł już tak długo, iż musiałby dawno być na zewnątrz, gdyby istotnie podziemie wiodło w tym kierunku. I na owe schody, o których mówił Würfel, liczyć już było niepodobna: zresztą opowiadający wspominał, że wejście