Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
NAPAD NA SANKI

Nocy tej znaleźli oboje spokojne schronisko pod drzewami balsamowemi i rozłożystemi jodłami. Ziemia, pokryta miękiem, drobniutkiem igliwiem, którego śnieg nie zasypał, stała się im wygodnem legowiskiem. Szara Wilczyca przytuliła się całem swem młodem, jędrnem ciałem do Kazana i całą noc lizała mu rany.
O świcie zaczął padać śnieg puszysty a tak gesty, iż cały krajobraz przesnuł się im jakby ruchomą, drgającą zasłoną. Zrobiło się znacznie cieplej: w olbrzymiej, nieogarnionej ciszy słychać było jedynie motyli lot płatków śniegu. Przez cały dzień Kazan biegał razem z Szara Wilczycą i tylko od czasu do czasu zwracał łeb ku wyżynie, jaką przebył przed dwoma dniami, a wówczas grały mu w gardzieli jakieś dziwne, nieznane dźwięki, których Szara Wilczyca nie była w stanie zrozumieć.
Nad wieczorem, gdy w ciągu dnia nie napotkano zwierzyny, powiódł Kazan Szara Wilczycę nad brzeg jeziora, ku resztkom, jakie pozostać mogły jeszcze z uczty wilczej z przedednia.
Ale choćSzara Wilczyca nie zetknęła się dotychczas bezpośrednio z zatrutem mięsem, z przynętami chytrze rozkładanemi przez człowieka na listowiu zdradliwych wilczych dołów, z wnykami, zastawianemi na zwierza, — wieczysty przecież in-