Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zan przypatrywał się ukradkiem z coraz to rosnąca ciekawością — siadłszy przy ogniu, wyciagnął butelkę whisky i gęsto z niej pociągał. Od ognia padały mu na twarz czerwone błyski; w rozchylonych ustach lśniły się białe zęby. Wstawał po wielekroć razy, podchodził do namiotu i przywierał doń uchem, nasłuchując, czy Thorpe i jego żona już śpią. W namiocie było cicho, słychać było tylko półgłośne chrapanie Thorpe’a.
Przewodnik wstał i podniósł wzrok ku niebu. Śnieg padał tak gęsty, że oczy przesłoniły mu wnet duże puszyste płatki. Otarł je rękawem i poszedł ku wydeptanym poprzednio, przed paru godzinami śladom. Już ich prawie nie było widać. Po godzinie nikt nie byłby w stanie powiedzieć, czy ktokolwiek tędy przejeżdżał. Nawet ogień, jeśli się doń dokładać nie będzie, wygaśnie i śnieg go zasypie przed świtem.
Mac Cready, nie wchodząc do namiotu, znów pociągnął kilka haustów z butelki. Coś niewyraźnie, bełkotliwie a wesoło pogadywał do siebie. Serce waliło mu w piersi jak bęben. Silniej jeszcze zatłukło się serce w piersi Kazana, gdy spostrzegł, że przewodnik pochwycił gruby, sękaty kij i postawił go sztorcem pod drzewem.
Wziął następnie Mac Cready z sanek jedną z latarń i zapalił ją. Potem z latarnią w roku podszedł do namiotu Thorpe’a.
— Ho! Thorpe... Thorpe! — zawołał półgłosem.
Ale Thorpe chrapał w dalszym ciągu.
Uchylił więc zlekka zasłony u wejścia i zawołał tym razem nieco głośniej.
— Thorpe!
I znów nie było odpowiedzi. Thorpe’owie spali.
Wówczas przewodnik, przesunąwszy rękę pod zasłonę, rozwiązał sznurki, przytrzymujące ją od wewnątrz i podniósł ją całą. Przyświecił sobie potem latarką tak, by światło padało na złote włosy