Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed się łapami, zbrojnemi w dwadzieścia ostrzejszych nad brzytwy pazurów padł ciężko na piasek, rozbity i ogłuszony.
Kazan skorzystał z oszołomienia rysia i w temże okamgnieniu rzucił się nań, chwytając za kark.
Skoczyła też z kolei Szara Wilczyca. Podsunąwszy się chyłkiem pod Kazana, porwała rysia zębami za jedną z tylnych łap aż kość chrupnęła, zmiażdżona zębami.
Ryś, przytłoczony ku ziemi podwójnym ciężarem strasznych bestyj, porwał się w rozpaczliwym podskoku. Pociągnąwszy za sobą psa i wilczycę, które zresztą puściły go na czas, uskoczył w bok i opadł nieszczęściem na jednego z jeżoźwierzy, który się właśnie napatoczył w pobliżu. Tysiąc straszliwych kolców wbiło mu się w brzuch i łapy. Oszalały z bólu, wyjąc jak potępieniec, porwał się do ucieczki, skoczył w płomienie i znikł w kłębach dymu.
Kazan ani myślał go ścigać. Kot – rybojad leżał na piasku jak martwy, z podełba przyglądając się małemi, czarnemi, okrutnemi oczkami Kazanowi i Szarej Wilczycy. Jeżoźwierze darły się i skrzekotały jak opętane, jakgdyby prosić chciały o zmiłowanie.
Tymczasem płomienie dopadły już brzegu. Żar był tak straszny, że dech w piersi zapierał. Kazan wraz z Szarą Wilczycą ruszył aż na krawędź wrzynającej się w rzekę łachy, przesłoniętej zwartym tumanem dymu.
I pies i wilczyca zwinęły się tam w kłąb na piasku, kryjąc łby pod brzuchami. Z pożaru szedł jakby ryk olbrzymiego wodospadu, z którego dobywał się od czasu do czasu chrobot i huk drzew, walących się na ziemię. W powietrzu unosiły się popioły i skry palące, aż Kazan musiał coraz wstawać i otrząsać się, bo z wiatrem sypał się nań jakby deszcz ognisty, pod którym przysmalały się