Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ IV.
Cóż to? dla czego z takim wrzeszczycie hałasem?
Azali z was którego klacz nie padła czasem?...
Falstaff..

Wielkie sanie, które się zbliżyły za strony przeciwnej ciągnione były przez piękną czwórkę, parę siwych lejcowych koni i parę czarnych. Liczne dzwonki i żele poprzyczepiane do szorów, gdzie tylko się miejsce znalazło, jakoteż pospieszna jazda mimo przykrej góry, świadczyła, że kierownikowi tego pociągu szło głównie o rozkołysanie dzwonków i raźną muzykę, którą brzęk ich sprawiał.
Na pierwszy rzut oka, poznał sędzia towarzystwo, które się składało z czterech mężczyzn.
Na czole wielkich sani przymocowany był jeden z owych wysokich stołków, używanych przy pulpitach w kantorach. Na wysokości tego improwizowanego kozła siedział człowiek małego wzrostu, odziany opończą futrem wykładaną, twarz tylko jego widzieć można było, której zimno nadało jednostajną czerwoną barwę. Trzymał zwykle głowę zadartą, zwracając oblicze ku niebu, jak gdyby chciał mu czynić wyrzuty, że go przez wzrost mały, nadto ku ziemi zniżyło. Za nim z twarzą obróconą do dwóch innych, siedział mężczyzna wysokiego wzrostu z postawą żołnierską, dość podeszły wiekiem, ale taki wywiędły, taki chudy, że ciało