Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co mogło być pobudką tego uczucia w młodzieńcu. Widocznem było, że rozstając się ze starym strzelcem, był w kłopocie i że byłby chętniej udał się z nim pieszo, wsiadł zaś do sani, ulegając tylko natarczywej prośbie sędziego i jego córki. Wkrótce jednak rysy twarzy młodzieńca przybrały wyraz spokojnej równowagi. Siedział odtąd, jakby pogrążony w głębokiej zadumie.
Marmaduk wpatrzywszy się wen przez czas niejakiś, tak nakoniec uśmiechając się przemówił:
— Zdaje mi się mój młody przyjacielu, że przestrach, jakim byłem zdjęty postrzegłszy, żem ciebie ranił, pozbawił mię pamięci. Twarz twoja nie jest mi obca, z tem wszystkiem, żeby chodziło o zaszczyt ozdobienia mojej czapki dwudziestu danielowemi ogonami, nie umiałbym imienia twojego wymienić.
— Bawię dopiero od trzech tygodni w tej okolicy — odparł młodzieniec a pan, jak słyszałem, przynajmniej sześć tygodni byłeś tu nieobecny.
— Jutro będzie pięć tygodni, jak wyjechałem z domu — odpowiedział sędzia — ale pomimo to wszystko, rysy jego twarzy są mi znajome, widziałem je chyba choć przez sen, tak, widziałem niewątpliwie, albo mi się w głowie pomieszało. Co ty na to Elżusiu? Czy nie zaczynam pleść od rzeczy? jestżem zdolny rozważać sprawę sądu, albo co w obecnej chwili jest ważniejsza, ugościć naszych przyjaciół, przybyłych do Templetonu w Wigilią Bożego Narodzenia?
— Uda ci się mój ojcze, jedno i drugie snadniej — odpowiedział głos ożywiony z wesołością, z pod ogromnego z jedwabnej materyi kapiszona — niżeli zabicie daniela z myśliwskiej strzelby.
Nastąpiła chwila milczenia, sędzia zamyślił się głęboko, wkrótce jednak ocknął się na nowo postrzegłszy cztery słupy dymu, unoszące się z kominów jego własnego domostwa. Zaledwo ujrzał dom swój w dolinie, zagadnął z żywą radością do córki: