Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak widzę, pamiętasz, Wilson, drobną przysługę, którą miałem sposobność ci wyświadczyć — rzekł mój przyjaciel.
— Nie zapomnę jej nigdy. Uratowałeś mi pan honor i życie.
— Przesadzasz, mój drogi. Wszak macie tu posługacza nazwiskiem Cartridge, który wykazał dużo sprytu podczas śledztwa.
— Tak; jest jeszcze u nas.
— Czy mógłbyś zadzwonić na niego? Dziękuję. A chciałbym też zmienić pięciofuntowy banknot.
W sieni ukazał się chłopak czternastoletni, zwinny, wesoły i rozgarnięty. Stanął przed detektywem w postawie pełnej uszanowania.
— Proszę o spis hotelów. Dziękuję. Patrz, Cartridge: oto nazwiska dwudziestu trzech hotelów w pobliżu Charing Cross. Widzisz?
— Tak, panie.
— Zwiedzisz każdy z nich po kolei,
— Dobrze, panie.
— Zaczniesz od dania szylinga portyerowi. Oto masz dwadzieścia trzy szylingi.
— Dobrze, panie.
— Będziesz mówił, że potrzebne ci są gazety wczorajsze, że szukasz ważnego ogłoszenia, które miało być umieszczone w jednej z nich, ale nie wiesz — w której.
— Rozumiem, panie.
— W istocie będziesz szukał numeru Timesa, w którym kilka słów zostało wyciętych nożyczkami. Oto jest jeden egzemplarz. Na tej stronicy. Czy poznasz ją?
— Poznam.