Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to były zwłoki kapłana i dziewicy, które aniołowie pogrzebali w tem miejscu; zawinął je w skóry niedźwiedzie i podjął drogę, do ziemi ojczystej, unosząc szacowne kości, dzwoniące na jego ramionach niby kołczan śmierci. W nocy kładł je pod głowę i wówczas miał oczy pełne miłości i cnoty. O cudzoziemcze, możesz oto oglądać len proch, wraz z prochem samego Szaktasa!«
Podczas gdy Indjanka domawiała ostatnich słów, powstałem; zbliżyłem się do świętych popiołów i ukląkłem w milczeniu. Następnie, oddalając się wielkiemi krokami, wykrzyknąłem: »Tak mija na ziemi wszystko co było dobrego, cnotliwego, tkliwego! Człowieku, jesteś jeno ulotnym snem, bolesnem marzeniem; istniejesz jedynie przez ból; jesteś czemś jeno przez smutek swej duszy i przez wiekuistą melancholię myśli!«
Dumania te oblegały mnie przez całą noc. Nazajutrz, o świcie, gospodarze moi opuścili mnie. Młodzi wojownicy otwierali pochód, małżonki zamykały go; mężczyźni dźwigali na barkach święte relikwie, kobiety niosły niemowlęta: starcy kroczyli zwolna w pośrodku, pomieszczeni między swymi przodkami a potomstwem, między wspomnieniami a nadzieją, między ojczyzną którą stracili, a ojczyzną, ku której szli. Och! ileż łez leje człowiek, kiedy tak opuszcza ziemię rodzinną, kiedy, z wyżyn