Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Musi policja być czemś bardzo strasznem, mówiła uciesznie pani de..., skoro Anglicy wolą złodziei i morderców, a Turcy dżumę“.

„Co czyni świat tak niemiłym, powiadał pan de L..., to najpierw łajdaki, a potem porządni ludzie; aby całość była znośna, trzebaby wytępić jednych, a przerobić drugich; zniszczyć piekło, a przeobrazić niebo“.

Kiedy pani de F... zręcznie wyrazi jaką ładną myśl, zdaje się jej, że już wszystko uczyniła; tak że, gdyby która z jej przyjaciółek robiła za nią to co tamta mówi że trzeba zrobić, stworzyłyby we dwie prawdziwą filozofkę. Pan de... powiadał o niej, że, skoro powie coś zgrabnego o emetyku, dziwi się sama że jeszcze nie idzie na stronę.

Pewien dowcipny człowiek określał Wersal jako krainę, gdzie, spadając, trzeba udawać że się idzie w górę; to znaczy szczycić się zażyłością z ludźmi którymi się gardzi.

N... mówił mi, że zawsze dobrze wychodził z kobietami na takich zasadach: Mówić stale dobrze o płci pięknej w ogólności; chwalić te które są miłe; milczeć o innych; obcować z niemi mało; nie ufać im nigdy; i nigdy nie uzależniać swego szczęścia od jakiejkolwiek kobiety.

Pewien filozof mówił mi, że, zgłębiwszy społeczeństwo, studjuje już tylko dzikich w książkach podróżników, a dzieci w życiu codziennem.

N... raczej dławi swoje namiętności, niż umie niemi powodować. Powiadał mi w tym przedmiocie: „Podobny jestem do człowieka, który, siedząc na koniu i nie umiejąc kierować ponoszącym go wierzchowcem, pali mu w łeb z pistoletu i pada wraz z nim“.