Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gli filozofować. — Owszem, umówmy tylko specjalną gwarę“. Zaczem ułożyli swój słownik. Dusza nazywała się Małgosia; religja, Jaga; wolność, Joasia; a Ojciec Przedwieczny — pan Bytowski. Dysputują tak w najlepsze i porozumiewają się doskonale. Na to, człowiek czarno ubrany, o bardzo podejrzanej minie, miesza się do rozmowy i mówi do pana Boindin: „Proszę pana, czy wolno mi spytać, co to za pan Bytowski, który często tak źle sobie poczynał i z którego panowie jesteście niezadowoleni? — Proszę pana, rzekł Boindin, to agent policji“. Można pojąć jak kawiarnia wybuchnęła śmiechem, ile że ów człowiek był właśnie z tego cechu.

Lord Bolingbrocke dał Ludwikowi XIV wiele dowodów czułości w czasie jego niebezpiecznej choroby. Król, zdziwiony, rzekł: „Jestem tembardziej wzruszony, ile że wy, Anglicy, nie lubicie królów. — Najjaśniejszy Panie, odparł Bolingbrocke; jesteśmy jak owi mężowie, którzy, nie kochając swoich żon, tem skwapliwiej nadskakują cudzym“.

W sporze reprezentantów Genewy z kawalerem de Bouteville, gdy jeden z nich się zapalił, kawaler rzekł: „Czy pan wie, że ja jestem przedstawicielem króla, mego pana? — A czy pan wie, że ja jestem przedstawicielem moich równych?“

Pan de B. jest jednym z owych głupców, którzy z dobrą wiarą utożsamiają stanowisko człowieka z jego wartością. Najnaiwniej w świecie, nie wyobraża sobie, aby człowiek bez orderu, lub niżej położony od niego, mógł być więcej szanowany. Kiedy spotka takiego w jednym z owych domów, gdzie umieją jeszcze czcić wartość osobistą, pan de B. otwiera wielkie oczy z pociesznem zdumieniem; myśli, że ów człowiek wygrał kwaterno na loterji, traktuje go przez kochany panie, podczas gdy najwybredniejsze towarzystwo odnosi się do tamtego z najwyższym szacunkiem. Widziałem parę razy takie sceny, godne pendzla La Bruyère’a.