Strona:PL Cezary Jellenta Dante.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz ja sądzę, że zostałoby jeszcze mniej, gdybyśmy rozważyli, że niejeden stan ducha, niejedna passya młodzieńcza nawiedziła poetę nawet w wieku całkiem dojrzałym. Prawdopodobnie powtórzyło się u niego Nowe Życie, gdy, mając już lat czterdzieści pięć, pokochał mało nam znaną Gentukkę (Czyściec XXII). Zapewne też i nie jedna egzaltacja, choćby to był ów dziwny zapał dla Henryka VII, rozsadzała mu pierś. U wielkich poetów nawet na starość odzywa się dziecko i młodzian.
Jednak myli się Krauz, gdy upewnia, że za sprawą Bartoliego, Barbiego i Klaczki — któremu choć tak ważną rolę w tej sprawie przypisuje, poświęca aż dwa wyrazy — z trylogii nie zostało ani śladu. Owszem, pozostał bardzo głęboki — w pracach i poglądach Scartazziniego.
I dla niego jest niewątpliwem, że poeta przed rokiem 35-m swego życia błądził po manowcach życia, grzeszył ciałem i duszą, cierpiał ciałem i duszą, stracił spokój i myśl przewodnią, — słowem, uczuł się rozbitkiem, zaczął tęsknić za bezpieczną przystanią, za tym spokojem i szczęśliwością, których mu ani nauka, ani filozofia, ani nadzieje pokładane we wspaniałomyślnej Florencyi nie dawały.
Lecz w dalszych wywodach komentator ten zaczyna być sztucznym. Jakaż droga — zapytuje — z tej matni namiętności i czczych wysiłków rozumu wyprowadzić mogła na światło Boże?
Na to odpowiedzią ma być cała Komedya. Nieszczęśliwy rozbitek musi wprzód zstąpić w głąb, poznać samego siebie, poznać grzech i jego smutne następstwa. Wtedy dopiero może marzyć o oczyszczeniu się i o szczęśliwości, wprzód doczesnej, a potem niebiańskiej. Odpowiedzią wreszcie ma być także słynny, pisany do Can’a Grande del-