Strona:PL Cezary Jellenta Dante.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

musi tak być, patrz jak mu się broda kędzierzawi i jaką ma osmaloną cerę: to oczywiście z ognia i dymu piekielnego!»
Chętnie też wspomina, nawet w królestwie śmierci, tytuły własnych swych poezyi i odbiera za nie pochwały. A chociaż pięknie mówi o znikomości sławy, która jak «barwa ziela, przyjdzie i znika,» a «rozgłos światowy jest to wiatru tchnienie,» to jednak i wówczas nie może się powstrzymać od pewnego samochwalstwa. Z powodu dwóch wielkich poetów, Gwidona Guinicelli i Gwidona Cavalcanti, przyjaciela swego, mówi — albo raczej słucha takiego oto zdania:

Tak Gwido wydarł drugiemu Gwidowi
Palmę nadania prawa językowi:
A może gdzieś już narodził się trzeci,
Co spędzi obu i w gniazdo ich wleci.


Właśnie Dante był tym trzecim, i siebie to najwidoczniej ma na myśli. Myśl zaś tę wypowiada słynny miniaturzysta Oderisi d’ Aggubio, który pokutuje w czyśćcu za to, że za życia «jątrzony był wielką żądzą górowania.» Tym sposobem Alighieri nawet w kajanie się wplata jeszcze swoją dumę, nawet w te słowa zbawienne, co budzą w sercu jego pokorę i «tłumią pychę wielką.»
Ta świadomość własnej wielkości wydobywała z pod pióra jego, - nawet gdy pisało prozę polityczną — ton i brzmienie, które tylko u proroków biblijnych znaleźć można.
W takiej naturze wszystko musiało być krańcowe i gwałtowne. Prawdopodobnie nie odznaczała się ona konsekwencyą w obejściu z ludźmi, — gniewna, porywcza, opryskliwa. Temperament jego określają jako «melancholijno-choleryczny.» Mówił, zdaje się, nie wiele, ale gwałtownie, i krewkim bywał nie na żarty; bo oto co opowiada Boccac-