Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Za późno.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na ciebie, pochylonego, ze zmęczonym wzrokiem i bladą cerą, już ja, matka, zaledwie mogę wyobrazić sobie, że tak niedawno byłeś rumianym chłopczykiem, z jasnem spojrzeniem i swobodną myślą. Pamiętasz, jak ciekawie pytałeś mię zawsze, co jest za rzeką? lasem? w dużych miastach? Co ludzie robią? Jak byłeś spragniony poznać świat, życie, wszystkie jego prądy, wszystkie pragnienia i wszystkie uciechy! Jak marzyliśmy razem, że po ścieżce życia iść będziesz śmiało do pięknego celu, lecz znajdziesz na niej i chłodne drzewo do spoczynku i strumień kryształowy, co siły pokrzepi, i owoc pracy, co posili ducha. Ze mną mówić o tem umiałeś, ty mój milczący sfinksie. Gdzie te marzenia? Przyszła choroba ojca, zmieniło się wszystko, wyrzekłeś się nauki, zabrałeś do pracy. Ja wiem, ile poświęciłeś, ja mam zapisaną w duszy każdą przyjemność, której się wyrzekłeś, każde pragnienie, któregoś się wyparł, każde upokorzenie, które zniosłeś dla nas. Zamknąłeś się bardziej w sobie, zacząłeś unikać ludzi, jakbyś się wstydził uczuć, które zaszczyt ci przynoszą; ten i ów nazwał cię skąpcem, dziwakiem, odludkiem, bo któż tam wiedział, że brat twoim kosztem zdobywa wykształcenie, którego sobie odmówiłeś; że dzięki pracy twojej ojciec nieszczęśliwy ma dach nad głową i życie bez troski, a matka — matka pragnęłaby wołać: ludzie, czyż nie widzicie, że to szlachetne serce bije dla was jedynie? Dajcież mu serca trochę, bo on nie upomni się o nie; spojrzyjcie w głąb duszy jego i nie...«
List nie był skończony, dalszego ciągu brako-