Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a czujne jej oko odkryło w kącie dwóch gości, których zachowanie nie podobało się jej. Zabrała się do nich natychmiast i zniewoliła ich do opuszczenia sali. Trwało to do jedenastej, a nie należy zapominać, że wzorowa gospoda miała jeszcze dla poparcia swych żądań argument żywy, w osobie barczystego parobka, który stał przy progu w białym fartuchu, z rękawami zakasanymi po łokcie, a obecność jego dodawała powagi słowom miss Potterson. Skoro gospoda była już próżna, miss Abigail rzekła do stróża:
— Biegnij do Gaffera i sprowadź mi jego córkę.
Bob ruszył i powrócił wnet w towarzystwie Lizy, w chwili właśnie, gdy służąca wnosiła na tacy kolacyę swej pani, składającą się z kiełbasek parzonych i ziemniaków.
— Chodź tu moja córko — mówiła miss Potterson — i usiądź przy mnie. Może co przekąsisz?
— Dziękuję pani, jestem już po wieczerzy.
— Co prawda i mnie się nie chce jeść — rzekła miss Abigail, odsuwając od siebie talerz — popsuł mi humor ten hultaj.
— Pani ma jakieś zmartwienie, panno Potterson.
Gospodyni szynkowni „Pod tragarzami” nie odpowiedziała na to bezpośrednio.
— Lizo! Lizo! Co też ty wyrabiasz? — zawołała.
— Cóż ja takiego zrobiłam, panno Potterson?
— Przepraszam cię, powinnam to była inaczej powiedzieć. To nie ty, chociaż i ty także. Bobie! —