Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/834

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bradley siedział sztywno, zacisnąwszy pięści w ten sposób, że prawa obejmowała lewą.
— Masz pan pod ręką tę jaskółeczkę, możesz się pan z nią w mig załatwić. Wpadłem do niej przypadkiem, gdym pana szukał. Wzięła mnie na stronę, skorom o pana zapytał, i zaraz do mnie, a co? a jak? czy nie zdarzyło się panu jakie nieszczęście — widać odrazu, że ginie za panem. Zresztą możecie się pobrać, skoro mi wszystko oddacie.
Bradley nie wyrzekł już ani słowa, nie odpowiadał na żadne uwagi swego prześladowcy, siedział ze wzrokiem, wlepionym w ogień, na pozór nieczuły, a tylko twarz jego żłobiła się w coraz to głębsze zmarszczki i przybrała szarą barwę, jakby ją kto przysypał popiołem, oczy straciły blask, jakgdyby dokonywał się w nim nagle proces rozkładowy, który w ciągu kilku godzin miał zrobić z niego starca. Tak zeszła im noc, bo i Riderhood nie kładł się, chcąc mieć oko na swego gościa. Dopiero, gdy świt zaczął szarzeć, Headstone powstał ciężko i skierował się ku drzwiom, nie zwracając żadnej uwagi na swego gospodarza.
— Czekaj pan, przedtem coś przekąsimy — zatrzymał go Riderhood, ale widząc, że Bradley nie zważa na niego, uchwycił kawał chleba i wsunął go za pazuchę, poczem ruszył za swoją ofiarą. Uszli razem kilkaset kroków, ale Bradley zawrócił nagle i ruszył w stronę śluzy. Zatrzymali się chwilę nad rzeką, która właśnie zaczynała krzepnąć. Tu i owdzie widać już było kry, skutkiem czego żegluga ustała, a rzeka robiła wrażenie bia-