Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/795

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaczął się znów okropnie krztusić i rzucać jak człowiek, cierpiący na wielką chorobę.
— Och, jak to boli! — wołał, tarzając się znów po podłodze — jak to piecze! Daj mi pani jeszcze wody, połóż mi, proszę, cóś ciężkiego na plecach i ramionach. Nie chce to wyjść ze mnie hu! hu! hu!
Podniósł się, potem upadł znów i zaczął się tarzać, a gdy Jenny, spełniając jego prośbę, próbowała rozcierać mu plecy, zaczął jęczeć, aby go nie dotykała, bo jest całkiem poraniony. — Wreszcie przestał się krztusić i z pomocą Jenny dowlókł się do fotelu, ukazując twarz czerwoną, spuchniętą, pokiereszowaną sinemi pręgami.
— Skądże przyszło panu na myśl, połykać tyle pieprzu i tabaki? — spytała wtedy Jenny.
— To nie ja! to ten rozbójnik, napchał mi pełno do oczu, do nosa, do gardła.
— Ażebyś pan nie mógł krzyczeć?
— Napadł na mnie znienacka, chciał mnie zabić.
— Czy tem? — spytała Jenny, pokazując mu trzy kawałki złamanej laski.
— Tak, to jego broń. A skądże ją pani do stała?
— On mi sam wręczył i kazał panu oddać, wraz z ukłonami od siebie i od żony jego, która czekała na niego na schodach.
— Ona tam była! — jęczał Fledgeby, skręcając się z bólu. — Naturalnie, mogłem się był odrazu domyśleć, że ona umaczała w tem rękę.
— Ten pan polecił mi, abym pozdrowiła pa-