Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/667

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wymagać, aby nie wpatrywano się w jej twarz, jak w cyferblat od zegara.
— Gdyby która z córek mówiła takim tonem do twej babki, to odesłanaby została niezawodnie do czarnego gabinetu.
— Przedewszystkiem babka moja nie przewiercała z pewnością ludzi oczyma w celu doprowadzenia ich do szału, a gdyby odesłała kogo w podobnych warunkach do czarnego gabinetu, toby tylko dowodziło, że sama rozum straciła.
— Milcz! — krzyknęła dostojna dama.
— Ani myślę — odparła zimno nieposkromiona — ani myślę milczeć, dopóki ktoś patrzeć będzie na mnie i na Jerzego takiemi oczyma, jakgdybyśmy to my powrócili nagle do domu, wyrzuceni przez Boffenów.
Ten ostatni pocisk miał na celu zrobienie wyłomu w obronnem dotąd stanowisku Belli, z czego też pani Wilfer skorzystała niezwłocznie.
— Córko zbuntowana — rzekła do Lawinii — czy myślisz, że gdybyś, lekceważąc uczucia twej matki, poddała się pod protekcyę takich Boffenów, po to, aby spędziwszy długi czas w tym domu niewoli...
— Niechże mama da pokój — przerwała Lawinia.
— Co mówisz, moja córko?
— Że niema żadnego sensu używać w tym wypadku takich określeń, jak dom niewoli.
— Gdybyś zatem — mówiła dalej z godnością pani Wilfer, niezrażona tą przerwą — spędziwszy dłuższy czas pod jarzmem tych ludzi, wpa-