Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/628

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rwał mu Rokesmith. — Oto, jeżeli znosiłem tak długo wszystkie przykrości mego stanowiska, to jedynie dlatego, by módz pozostawać w pobliżu panny Wilfer, a mimo, że odrzuciła mnie, obecność jej tutaj była dla mnie taką radością, że dzięki niej czułem się hojnie wynagrodzony za wszystkie trudy i dotkliwe dokuczliwości, jakich tu doznałem. Nie przypomniałem jej dotąd żadnem słówkiem, ani spojrzeniem uczuć, jakie mam dla niej, ale dziś powtarzam głośno, że jestem jej głębiej jeszcze oddany, niż poprzednio.
— To ma znaczyć — przerwał sarkastycznie złocony śmieciarz — że oddany jesteś jej funtom i szylingom.
— Kocham zawsze jednakowo pannę Wilfer — mówił dalej Rokesmith — a gdziekolwiek się udam, życie bez niej będzie dla mnie zawsze szare i bezbarwne, tam gdzie jej niema.
— Mów pan, gdzie niema jej złota, jej funtów, szylingów i pensów.
— Przekonany jestem, że panna Wilfer wie dobrze, że żadna myśl chciwa nie miesza się do moich dla niej uczuć, i gdyby mogła jednem słowem ogołocić pana z całego majątku i sobie go przyswoić, nie podniosłoby to ani na chwilę jej wartości.
— Co myślisz o tem, stara — zaśmiał się drwiąco Boffen — ogołocić mnie z majątku! słyszałaś, jak to gładko wyrecytował. To pewne, że gdyby mógł, samby mi go zabrał,
— Nie, panie — odparł Rokesmith, patrząc mu prosto w oczy.