i drugi, a widząc, że nikt nie otwiera, przycisnął klamkę i wszedł cichym dyskretnym krokiem. Był to Twemlow.
— Czy pan Riah jest w domu? — spytał wchodząc.
— Czekam właśnie na niego, — odrzekł Czar. wróci zapewne niebawem, najlepiej też pan zrobi, siadając i czekając na niego, jak my.
Mały dżentlmen zastosował się do tej rady i usiadł, przesuwając ręką po czole, jakby chciał spędzić z niego jakąś troskę. Melancholia ta przypadła do smaku Fledgeby’emu, który przypatrywał mu się z pod oka.
— Śliczną dziś mamy pogodę — rzekł.
Łagodny Twemlow tak był pogrążony w myślach, że nie usłyszał tego pytania; zadrżał tylko lekko i zaczął się usprawiedliwiać.
— Wybacz pan, zdaje mi się, że pan coś do mnie mówił?
— Mówiłem o pogodzie, — rzekł głośniej Fledgeby. — Mamy wspaniały dzień, nieprawdaż panie?
— Tak, bez wątpienia.
— Pan jesteś Twemlow, — rzekł wtedy Fledgeby, krzywiąc usta w uśmiechu.
Mały dżentlmen zdawał się być zdziwiony tem wymienieniem swego nazwiska.
— Poznaliśmy się u państwa Lammie, — mówił dalej Czar, — a nawet o ile mi się zdaje, jesteśmy spokrewnieni.
Wtedy dopiero Twemlow przypomniał go sobie, a jednocześnie odczuł lekki wyrzut sumienia na
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/613
Wygląd
Ta strona została przepisana.