niarz, — nie musi być kimś z waszecia, — i prawie pożałował swego ukłonu.
— Poznałeś mnie pan? — spytał tamten, stając wprost przed straganem.
— Przechodziłeś pan już kilka razy pod naszym domem.
— Naszym domem? — pytał zdziwiony jegomość.
— Tak, pod tym oto — odparł straganiarz, dotykając palcem muru, pod którym siedział.
— Ciekawy jestem — mówił nowoprzybyły, przekładając z ręki do ręki swą grubą laskę — ile też pan zarabiasz na miesiąc?
— Rozmaicie — odparł niejasno straganiarz.
— Rozmaicie? no proszę, bywaj pan zdrów.
Nieznajomy odszedł, a Silas nazwał go w duchu naiwnym, ale ten powrócił za chwilę i rzucił mu nowe pytanie:
— Jakim sposobem straciłeś pan nogę?
— Przypadkiem — odparł kwaśno Wegg.
— A czy dobrze panu z tą drewnianą nogą?
— Nieźle, nigdy jej nie jest za zimno, ani za gorąco.
— Ani za zimno, ani za gorąco; proszę! A czy słyszałeś pan kiedy nazwisko Boffen?
— Nie, nie słyszałem — odparł sucho straganiarz.
— A podoba się panu to nazwisko?
— Wcale nie — odparł imć pan Wegg, wpadając w coraz gorszy humor.
— Ciekawy jestem dlaczego?
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/60
Wygląd
Ta strona została przepisana.