Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czółno i utopił mnie, będę go teraz procesował, aby mi dał odszkodowanie za utratę życia,
— I pan Lightwood ma wam w tem dopomódz.
— A właśnie, a prócz tego ma mi podpisać papier, że jestem uczciwym człowiekiem, aby mnie zrobiono starszym przy śluzach, bo teraz to jestem tylko zastępcą.
Bradley pracował tymczasem myślą, wywołując jakieś wspomnienia.
— Słuchajcie — rzekł nagle — ja was znam, wyście Rog Riderhood.
— A toć sam wam o tem powiedziałem, — odparł z urazą Riderhood.
— To nie o to chodzi, ale ja wiem, kim jesteście.
— No proszę, — odparł Riderhood, — to już do tego doszło, że każdy wyciera sobie gębę mojem nazwiskiem i kręci niem, niby korbą od pompy.
— Ten człowiek może być narzędziem w mojem ręku, — myślał Bradley, spróbujmy go zażyć. Szli obok siebie w milczeniu, a nauczyciel przetrawiał w mózgu jakiś zamiar, który wyłaniać się zaczął niejasno z głębszych warstw jego świadomości. Ciemne myśli układały się zwolna i warstwowały na kształt cienistych drzew, zwieszających się nad mroczną aleją, w głębi której dostrzegał niezmiennie Lizę, opartą na ramieniu Eugeniusza. Przeszli obok siebie kilkaset kroków, zanim Bradley zdecydował się przemówić powtórnie do Riderhooda.
— Gdzie jest wasza śluza?